Podczas wiosennych porządków, jak co sezon przeglądania, segregowania i dzielenia ubrań na to „co zostaje” i na to „z czym się rozstaję”, postanowiłam opisać jak to jakiś czas temu zmieniłam swoje podejście do mody.
Czym jest dla mnie moda?
Dla jednych moda to dział sztuki, równorzędna z malarstwem, rysunkiem, rzeźbą czy architekturą, mam tu na myśli głównie modę wyższych lotów określaną z francuskiego haute couture [ot-kiu-tur] czyli „wysokie krawiectwo”. Ubrania piękne, misternie zdobione, ale znajdujące niewielkie zastosowanie w życiu codziennym. Dla innych moda to sprawa nieistotna. Mnie najbardziej bliskie jest określenie, też z francuskiego prêt-à-porter [preta-porte] czyli ubrania „gotowe do noszenia”, bo to z nich korzystam na co dzień.
Zatem gdy mówię moda myślę fajne, dobrze dopasowane do figury i charakteru ubranie.
Obecnie widzę związek między modą, a lepszym samopoczuciem, większą pewnością siebie, a co za tym idzie z rozwojem osobistym. Ulubiony strój każdego dnia potrafią wprawić mnie w dobry nastój. Uznaję zatem, że moda ma korzystny wpływ na poprawę jakości życia.
Nie zawsze tak było.
Miałam w swoim życiu z modą na bakier. Nie obchodziło mnie to. Ubierałam się na czarno czytaj: bezpiecznie, bo nie
rzucałam się w oczy.  Był nawet czas, że nie nosiłam stanika. Teraz już wiem, że  „nienoszenie stanika to zawsze błąd” bo grawitacja nie ma przerwy w działaniu 🙂 Miałam 20 lat i sądziłam, że jeszcze wiele czasu na odnalezienie własnego stylu. Z perspektywy czasu wiem, że trzeba zacząć go szukać jak najszybciej, nie czekać „aż się
schudnie”, „więcej zarobi” itp.. Klasyka, elegancja, dobry smak nie mają nic wspólnego z ilością kilogramów, ani z
zasobnością portfela, a dobrze dobrany biustonosz poprawia figurę, kształtuje sylwetkę, odejmuje kilogramy, działa na korzyść, ale o bieliźnie kiedy indziej.
Myślę, że dojrzałam. Teraz podchodzę do tematu ubioru z większym luzem. Im jestem starsza tym bardziej akceptuję siebie, swoje ciało. Łatwiej mi przychodzi dobór ubrań, bo chyba mam do tego większy dystans, nie spinam się.
Ubiór jest istotny, bo co byśmy nie mówili już stare przysłowie mówi „jak cię widzą tak cię piszą”. Moda jest narzędziem, którego możemy użyć do wyrażenia swojej indywidualności, albo za jej sprawą dostosować się do ogółu. Źle użyte może nam zaszkodzić, żeby tak się nie stało musimy podkreślać atuty i ukrywać mankamenty urody.
Cieszę się, że żyję w czasach wolności wyboru stroju,że mogę nosić co tylko mi się podoba, a ubiór, jak w dawnych czasach nie określa mojej przynależności do żadnej klasy społecznej. Jednak dopiero od niedawna wiem co powinnam nosić. Wymagało to i wymaga wciąż wiele czasu i pracy, ale na każdy sukces trzeba ciężko zapracować. Jak
już się pozna pewne zasady (szczerze odpowie się przed sobą na pytania: w czym mi dobrze?, a czego nie powinnam nosić?), to poprawienie własnego wizerunku (jeszcze w dobie pomocnego internetu) idzie naprawdę sprawnie, łatwo i szybko.
Mogę powiedzieć nawet, że już prawie odnalazłam własny styl. Niestety na przeszkodzie często stają mi bieżące trendy. Trzeba się naprawdę natrudzić, aby wśród sezonowej oferty sklepów znaleźć coś dla siebie.
Dlatego lubię kombinować. Wybierać coś w second-handach czy na aukcjach, a później to sama czy z pomocą krawcowej przerabiać, dopasowywać.
Od jakiegoś czasu, skłaniam się ku slow fashion. Myślę, że mam coraz większą świadomość
konsumencką. Zakupy ubraniowe robię „z głową”. Zbudowałam ubraniową bazę i teraz tylko co jakiś czas wymieniam/uzupełniam ją o nowe elementy. Dokładnie obmyślam, o co aktualnie potrzebuję wzbogacić
swoją szafę. Staram się nie ulegać chwytom marketingowym i nie kupować rzeczy zbędnych, w których źle
wyglądam, które do niczego nie pasują, więc później zalegają w szafie często z nieoderwanymi metkami, bo prostu ich nie noszę. Jak poniższa sukienka:
Na szczęście dzięki webroomingowi (najpierw oglądam ofertę sklepów w internecie, a później idę po konkretną rzecz do sklepu stacjonarnego) i showroomingowi (najpierw widzę coś w sklepie stacjonarnym, a później kupuje to przez internet) zaliczam takie wpadki coraz rzadziej.
Skłaniam się też ku stwierdzeniu, że moda to często też rodzaj terapii. Wiele kobiet mówi: że zakupy poprawiają im
nastrój. Wystarczy obejrzeć któryś z programów telewizyjnych: np. „Trinny i Susanah ubierają…”, czy „stylowe
rewolucje Goka” i zobaczyć w nich, jak wiele zaniedbanych kobiet dokonuje rewolucji w swoim życiu i jak za sprawą kilku zmian w wyglądzie z szarych myszek stają się atrakcyjnymi i zadbanymi kobietami, które znają swoją wartość. Odmiana wizualna działa cuda i pomaga im się odnaleźć. Stają się innymi osobami.
Podsumowując warto mieć świadomość mocnych i słabych stron własnego ciała. Pamiętać, że szyk i elegancja są ponadczasowe, a właściwie dobrana garderoba (wg indywidualnego klucza) to skarb, który warto odnaleźć. Zachować umiar. Nie podążać ślepo za trendami. Mieć wyczucie stylu (jeśli nie wrodzone to trzeba popracować nad nabyciem go). Pozwala to uniknąć każdego poranka przed szafą trudnych pytań typu: „co mam na siebie włożyć”?.
Ostatnio usłyszałam takie stwierdzenie, podobno słowa wypowiedziane przez Coco Chanel:
„Każdy dzień jest pokazem mody, a świat wybiegiem”, które idealnie puentują moje przemyślenia.

Mogą Ci się również spodobać

Zostaw odpowiedź