Własny dom wydawał mi się do niedawna, tak nierealnym marzeniem, że w sumie nie miałam sprecyzowanej wizji jego wnętrza. Budowa zleciała tak szybko, że etap wykończeniówki nas zaskoczył. Nie byłam na to gotowa. W momencie w którym mieliśmy się tym zająć, kompletnie nie miałam na to sił ani czasu, ale musiałam się zebrać i zaplanować jak to nasze nowe wnętrze ma wyglądać. Wyjęło mnie to z życia na jakieś 3 tygodnie (planujesz sobie tylko drobny zakup terakoty, w praktyce okazuje się, że spędzasz w sklepie 6 godzin). Pewnie gdybym dysponowała nieograniczonym budżetem można byłoby to komuś zlecić, jednak jest to dość ważna kwestia i dla mnie byłoby to trudne, choć mojemu mężowi przyszło bardzo łatwo zdać się na moje wybory. Odrobina inspiracji z sieci, zakodowane gdzieś w tyle głowy oglądane obrazy (większość z nich widzicie poniżej), do tego szczypta sprytu (musiałam się nagimnastykować, żeby tańsze materiały stworzyły fajną całość) i jest – coś naszego. Choć efekt końcowy ujrzymy dopiero za jakiś czas (ku przestrodze: w marketach budowlanych nie wszystko jest od ręki na niektóre rzeczy – np. na ościeżnice łazienkowe 20 cm się czeka), strasznie jestem ciekawa czy to co zobaczymy będzie nas satysfakcjonowało. O wielu moich wyborach zadecydowała podświadomość zmęczona kolorami, którymi otaczamy się w obecnym mieszkaniu. I tak podstawą większości pomieszczeń jest uniwersalna monochromatyczność, która zostanie przełamana kolorowymi dodatkami.
Natomiast od początku wiedziałam jak dom ma wyglądać z zewnątrz: szary dach, białe ściany i turkusowe, ozdobne okiennice. Nie znaleźliśmy odpowiedniej farby, więc są niebieskie, na szczęście ten wariant też nam odpowiada.
Poniżej zdjęcia z linkami do stron, z których pochodzą:
Pozostałe zdjęcia użyte w kolażu są mojego autorstwa: