Od jakiegoś czasu nieodzownym artybutem wiosny i jesieni są dla mnie wszelkie dodatki, które mogę „zamotać” wokół szyi. Szaliki, apaszki, chustki i najwygodniejsze z nich kominy. Oprócz tego, że osłaniają skłonne do infekcji w tych okresach gardło, urozmaicają codzienną stylizację. Nonszalancko noszone kojarzą mi się z poetami i artystami, a szarmancko przerzucony przez ramię szalik przywołuje mi od razu na myśl eleganckich francuzów np. Małego Księcia. Mnie przypadły najbardziej do gustu kominy. Taką ozdobę można nosić do prostego zestawu ubrań, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz (np. w stylizacji „do biura”), w tej drugiej opcji, właściwie dobrany zastępuje biżuterię. Jesienią komin z powodzeniem może okryć głowę, gdy tylko uformujemy go tak, by kształtem przypomniał kaptur.
P.S. Przepraszam za jakość zdjęć, mój aparat już chyba odchodzi powoli na emeryturę 🙁