Macie swoje codzienne kosmetyczne rytuały? Ja tak. Demakijaż do nich należy. Ogólnie jestem laikiem w świecie kosmetyków. Nie, nie, to nie tak, że tylko szare mydło i woda, ale przez moją skłonną do alergii i podrażnień skórę
z produktami do twarzy z kremem, podkładem czy płynem do demakijażu nie eksperymentuję. Natomiast z tymi, które mi podpasują, wiążę się na długie lata. Poszukiwania nowych zaczynam dopiero jak producenci zaczynają „ulepszać” moje ulubione, albo jak je wycofują z produkcji. Tak właśnie było z płynem do przemywania twarzy. Najpierw przez lata używałam różnych mleczek kosmetycznych, aż w końcu przez przypadek trafiłam na
ideał. Ale o tym za chwilę.

Nie lubię widzieć na drugi dzień rano na twarzy, pozostałości po nie do końca zmytym makijażu. Szczególnie po czarnej maskarze, źle to wygląda po prostu. Przecieranie twarzy nasączonym wacikiem to dla mnie coś więcej niż tylko oczyszczanie. Lubię to tak bardzo, że wykonuję tę czynność wieczorem, aby zmyć makijaż (a nawet wtedy gdy go nie mam), ale także rano po przebudzeniu, przed nałożeniem kosmetyków. Weszło mi to w krew do tego stopnia, że robię to odruchowo, zaraz po umyciu zębów. Jest to dla mnie naturalne, rutynowe i nie mam mowy żebym o tym zapomniała.

Swoją przygodę z pielęgnacją twarzy z pomocą kosmetyków do jej oczyszczania, rozpoczęłam dawno temu z od mleczka Jonson’s 3 w 1. To był naprawdę długi związek, bo trwał około 15 lat. Aż producent nie wiadomo z jakich powodów stworzył jego nową wersję dodając do niego alkohol. Procenty w produktach do twarzy powodują, że wyglądam po ich użyciu jakbym ją sobie odmroziła, albo jakbym ją skrobała scyzorykiem. Nie dość, że buzia źle wygląda to jeszcze szczypie, boli. Oczy cierpią przede wszystkim.

Dlatego produkt po zmianach, który kupiłam z przyzwyczajenia, prawie cały wyrzuciłam do śmieci, a do firmy się zraziłam.

Zaczęłam szukać czegoś innego. A wierzcie mi znaleźć kosmetyk bez dodatku alkoholu jest naprawdę trudno, w większości produktów jest on zawarty. Jednak mnie się to dość szybko udało, ale jak się miało niebawem okazać, radość nie trwała zbyt długo. Podpasowało mi mleczko Garnier, Essentials, Mleczko do demakijażu do skóry wrażliwej. Liczyłam na długi związek, ale znowu to samo. Producent dodał alkohol i wypuścił na rynek zupełnie inny, produkt o nowy składzie.
Zrozpaczona kupiłam i długo stosowałam to mleczko, trzymając je w szafce otwarte, licząc, że alkohol z niego wyparuje i wtedy da się go używać. Jednak przez taki proces mleczko traci swoje właściwości, a nie o to przecież chodzi.

 

Aż podczas zakupów w Biedronce, moją uwagę przykuł płyn micelarny 3 w 1, też firmy Garnier. Zachęcona opisem na etykiecie, że „koi skórę wrażliwą” i „że został przebadany okulistycznie”, a także atrakcyjną ceną produktu: 400 ml za ok. 12 zł, postanowiłam zaryzykować.
Po stosowaniu go już jakiś czas 3 miesiące, wiem, że nie zamieniłam by go na żaden inny, choć długo mi zajęło przyzwyczajenie się do jego konsystencji. Po tylu latach używania mleczek, było mi jakoś dziwnie przerzucić się na „wodę”.

Jak się okazuje nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Niedawno się dowiedziałam, że płyn micelarny jest dla mnie idealny, bo polecany jest przede wszystkim osobom z cerą wrażliwą.
Inne typy też mogą go stosować, ale najlepiej jak preparat do demakijażu będzie dopasowany do typu cery, wtedy najlepiej spełni swoje zadanie.
Pozostałym typom poleca się: skórze suchej mleczka, bo dodatkowo ją nawilżają, a tłustą najlepiej oczyszczać olejkami i żelami do tego przeznaczonymi..

Przeszłam długą drogę, ale ostatecznie odnalazłam produkt idealny dla mojego typu skóry. Zastanawiam się też czasem nad jego zielonym wariantem, ale na razie nie mam stuprocentowego przekonania.

Mogą Ci się również spodobać

Zostaw odpowiedź