Chciałabym napisać, że większość grudnia i początek nowego roku spędziłam na wakacjach, pod palmami (bo kiedyś docelowo chciałabym tak właśnie spędzać sezon zimowy), a tymczasem byłam na przymusowym L4. Dopadł mnie kryzys, 2016 zamknęłam totalnie wyczerpana i zgaszona. Takie są konsekwencje działania i stawiania sobie coraz to wyżej poprzeczki, w pewnym momencie nadchodzi wypalenie, które po prostu trzeba przetrwać. Zazwyczaj łączy się to z chorobą – u mnie z dwoma przeziębieniami, jedno po drugim, tak silnymi jakich już dawno nie pamiętam. Dałam sobie więc czas na odpoczynek i dopiero wracam do żywych, stąd tak późne podsumowanie roku. Choć tak naprawdę mogłabym podsumować 4 lata (od zmiany podejścia do życia), które dały wiele dobrego, ale to może kiedy indziej.
Ostatni rok był dla nas bardzo intensywny, ale był to dobry rok. Cieszę się, że przede wszystkim był rodzinny, że mimo trudu jaki musieliśmy włożyć w stworzenie naszego miejsca na ziemi, znaleźliśmy czas na pobycie razem. Na wspólne wycieczki, pierwsze wspólne wakacje, na celebrowanie momentów ważnych, a także, że indywidualnie udało nam się spróbować czegoś nowego. Naprawdę nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba. Choć czasem trochę się wściekam, jak pomyślę, że wielu ważnych tematów nie dotknęłam, ale wiem, że wszystkiego na raz nie da się zrobić. „Jak nie teraz to później” – na wszystko przyjdzie czas. Przed nami kolejny rok nowych możliwości, wierzę, że wystarczy działać i za jakiś czas wszystko co nie załatwione będzie można odhaczyć na liście zadań. W ostatnich tygodniach otrzymałam też cenną lekcję, że muszę brać poprawkę na to, że życie jest nieprzewidywalne i że nie wszystko co sobie zaplanuję uda mi się zrealizować w wybranym terminie. A gdy wydarza się coś nie planowanego – np. oprócz chorej mnie chore są też oba dzieciaki, to najlepiej to „przyjąć” i szybko odnaleźć się „tu i teraz” oraz wykorzystać jak najlepiej taki czas.
Bogatsza o nowe przemyślenia i stwierdzenia, życzę Wam sił i szczęścia do tworzenia i realizowania planów w 2017 roku.