Kino to dla mnie jedna z najważniejszych form relaksu. Niestety wciąż ubolewam na tym, że nie należy ono do najtańszych rozrywek. Weekendowe wyjście ze znajomymi czy rodziną to w dobrym razie, koszt rzędu 100 zł. Nie bardzo rozumiem dlaczego tak jest, skoro przed rozpoczęciem każdego filmu jesteśmy zmuszeni do oglądania reklam przez co najmniej dwadzieścia minut?.

Ale trzeba sobie jakoś w życiu radzić. Są w kinach Cinema City dni kiedy bilety są tańsze, albo promocja „Środy z Orange” w Multikinie.

Ostatnimi czasy częściej mieliśmy więcej darmowych voucherów niż możliwości wyjścia do kina, w tym roku musi się to zmienić. Dlatego jedno z postanowień noworocznych zaczęliśmy wdrażać w życie już z początkiem roku. Mogliśmy jednak lepiej trafić z wyborem filmu.

Zazwyczaj z bieżącego repertuaru, wybieramy coś lekkiego, łatwego i przyjemnego. Innych emocji typu strach, smutek, przerażenie dostarcza nam codziennie telewizja, prasa i internetowe kanały informacyjne. Tym razem zostaliśmy zmyleni przez materiały reklamujące film i na własne życzenie obejrzeliśmy coś, co nie do końca było tym czym się wydawało, że będzie.
Uwielbiam kino francuskie, więc kiedy zobaczyłam zwiastun i plakat z napisem „piekielnie śmieszna komedia” (nota bene, chyba przygotowywał go ktoś kto nie oglądał filmu..) tego francusko języcznego obrazu, myślałam, że czeka nas przyjemne widowisko, coś àla „Amelia”.
Jak się okazało się, chyba tak bardzo
chciałam zobaczyć zabawną komedię, że wyidealizowałam sobie w
głowie „Zupełnie Nowy Testament”. No innego wytłumaczenia nie ma.

Film opowiada o tym, że Bóg, Stwórca Świata podobno mieszka w Brukseli. Czas spędza przed komputerem, dokuczając ludziom poprzez wymyślanie dla nich absurdalnych prawa. Ma żonę i córkę, którym również uprzykrza życie. Córka pragnie zemsty na ojcu, ucieka więc z domu i postanawia napisać Zupełnie Nowy Testament.

Twórcy filmu chcieli chyba, poruszając dość kontrowersyjny temat wiary chrześcijańskiej, przyciągnąć jak najwięcej ludzi do kin. Szkoda, że nie zadbali też o to, aby czymś ich zaciekawić, bo film ogólnie jest nudny. Trochę chyba nie do końca przemyślany i dopracowany. Scen radosnych, do pośmiania się jest w nim niewiele. Natomiast sporo jest smutnych, skłaniających do refleksji. Jest np. taki moment w filmie, gdy ludzie dowiadują się ile dni im pozostało do końca życia. I jak tu się nie zastanowić, co by się samemu w takiej chwili zrobiło, co pomyślało i jak zaczęło po otrzymaniu takiej informacji żyć?

Film mnie rozczarował, bo jak wcześniej wspominałam nie tego się spodziewałam. Jedyne jego podobieństwo do „Amelii”, to nawiązywanie co jakiś czas do skojarzeń. Jest np. taka scena, gdy jedna z bohaterek opowiada o mężczyźnie „o głosie tak ochrypłym, brzmiącym jak dźwięk łupanych orzechów przez 30 mężczyzn”, po czym następuje cięcie do ujęcia, na którym widać tych trzydziestu mężczyzn łupiących orzechy.

Poniżej zwiastun filmu:

Źródła materiałów: plakat filmu i zwiastun -> Gutek Film

Mogą Ci się również spodobać

Zostaw odpowiedź