Do tej pory nigdy nie podsumowywałam minionych miesięcy, ale ten luty był wyjątkowy. Przede wszystkim bezśnieżny, nie pamiętam takiej zimy. Ciekawe czy takie zmiany już na stałe zagoszczą w pogodzie?  U mnie też zmiany.

Wraz z lutym zakończyłam pewien etat swojego życia. Coś co mnie bardzo uwierało, a jednocześnie dawało pewną korzyść. Z jednej strony czuję ulgę, ale z drugiej pewien dyskomfort (no ale życie jest zbyt krótkie by żyć wbrew sobie). Na to nałożył się okres chorobowy: angina, zapalenie ucha u dzieci, to wszystko wybiło mnie trochę z rytmu i stanowiło idealne podłoże do zagrzebania się w pościeli i stwierdzenia „nie wstaję do wiosny!”. Na szczęście dla mnie, mając małe dzieci nie mogę sobie pozwolić na taki stan rzeczy, więc kopnęłam się w cztery litery i w sumie dużo zrobiłam.

Druga ważna zmiana, wraz z nadchodzącą wiosną poczułam chęć odświeżenia bloga.Wkrótce pojawi się w nowej odsłonie.  Ta metamorfoza trochę mnie powstrzymuje przed publikowaniem postów, ale przygotowałam sporo materiałów, które tylko czekają żeby zobaczyć światło dzienne.

Co innego porabiałam i co udało mi się zrobić w lutym:

Między anginą, a zapaleniem ucha udało nam się wyrwać na wcześniejsze Walentynki do lokalu, który od dłuższego czasu bardzo chciałam odwiedzić.

Znalazłam też chwilę na fryzjera. Jak ja to lubię…

Z internetu korzystałam przez ten czas głównie w celu zainspirowania się. Czytałam m.in. ten artykuł (który tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że na każdą niemoc najlepsze jest jakiekolwiek działanie) oraz buszowałam po stronach Aliexpress, myśląc co by tu sobie kupić w ramach poprawy nastroju i zbliżającego się Dnia Kobiet.

W dalszym ciągu zgłębiam temat szczęścia. Wskakuję na coraz wyższe levele, a właściwie
na nowo odkrywam pewne prawdy. Tym razem dzięki uprzejmości wydawnictwa
Znak, przeczytałam książkę o nawykach (więcej o niej niebawem).
Mam nadzieję też, że dzięki temu ostatecznie wygrałam walkę z obgryzaniem paznokci.

Niedziele były spacerowe:

Pod koniec lutego spotkało mnie coś miłego. Ania doceniła moją pracę i poleciła mój artykuł na swoim blogu. Jest mi niezmiernie miło. „Dzień dobry” wszystkim czytelniczkom, które dzięki temu do mnie trafiły.
Przyznaję, nie znałam wcześniej bloga Ani, ale widzę, że jego przekaz jest bliźniaczopodobny do mojego. Mnie poruszył artykuł Ani: „Czy choroba to dobra wymówka przed życiem?” . Daje do myślenia, szczególnie hipochondrykom.

Dobrze zrobić sobie czasem takie podsumowanie, bo choć wydawało mi się, że ten miesiąc zmarnowałam to widzę, że jednak mogę go zaliczyć do udanych.
Żałuję tylko, że w „miesiącu zakochanych” nie udało mi się opublikować dwóch artykułów o Francji, które sobie zaplanowałam. Mam nadzieję, że uda mi się to w marcu, który na pewno będzie jeszcze fajniejszy, choćby z powodu moich urodzin.

Mogą Ci się również spodobać

Zostaw odpowiedź